(Usunięte treści w nawiasach, zostawiona sama fabuła, żeby łatwiej się było odnaleźć)
Irene Adler
Ciemną nocą, zbliżającą się niezwykle leniwie do końca, pośpiesznie opuściła rezydencję maharadży. Bardzo dyskretnie, bo przez okno, uśpiwszy już wcześniej psy i mając pewność, że wartownicy pobiegli sprawdzić nieokreślony wybuch.
Ścisnęła spoczywający na dnie szmaragd. Największy szmaragd na świecie.
Uśmiechnęła się do siebie, spokojnie opuszczając teren rezydencji i skierowała się do hotelu, gdzie czekał na nią jej wspólnik....
(UWAGA! Wspólnikiem może zostać dowolny diabełek, proszę tylko wcześniej się do mnie zgłosić!)
Jednocześnie wysłała sms-a do Moriartiego: "Mam to"
Sebastian Moran
Pozornie bez emocji siedział na skraju łóżka, sprawdzając magazynek. Był snajperem i mimo wszystko musiał dbać o broń, żeby utrzymać się w robocie.
Jednak pod maską obojętności kryła się furia. Sebastian był wściekły na Jima. Po akcji na Węgrzech stracił zaufanie do Kobiety... Stracił? Nigdy nie miał zaufania do nikogo z tej szajki. Zbyt wielu psychopatów. Ale czekał, bo tego wymagała praca, a za zlecenia miał z czego żyć.
Arthur Suicide
Czarny jak bezgwiezdna noc i tak samo cichy samochód, pozbawiony rejestracji, stał na wąskiej, bitej drodze, jakieś pół kilometra od rezydencji.
Znudzony Arthur siedział za kierownicą, wsłuchując się w mruczenie silnika i czekając na Irene, którą miał podrzucić do hotelu.
Nienawidził Jima za jego "chęć ochrony" i zdegradowanie do nudnej roli szofera Kobiety, ale cóż zrobić. Nie ważne jak blisko byli, Moriarty wciąż pozostawał jego szefem.
Dostrzegając w ciemności kształt, kobiecą sylwetkę zdającą się składać ze skondensowanego cienia, zgasił papierosa i odruchowo sprawdził godzinę na zegarku.
Wszystko szło zgodnie z planem.
Irene Adler
Nie rozglądając się zbytnio, żeby nie zwrócić na siebie uwagi, szybkim, płynnym ruchem wsiadła do samochodu, zajmując tynie siedzenie.
- Bardzo dyskretnie Arczi, powiedz, Wołgi nie mieli? - rzuciła z uśmiechem, nachylając się do mężczyzny, dała mu buziaka w policzek - Dobra, jedźmy do hotelu, bo Morana pewnie szlag trafia...
Sebastian Moran
Sebastiana o dziwo nic nie trafiało. Wszystko szło zgodnie z planem, niemal co do minuty. Odłożył broń do swojej zwyczajowej, czarnej torby i z nudów włączył telewizor. Cholerni cudzoziemcy pomyślał, nie znajdując żadnej stacji nadającej po angielsku. Furia związana z tym zleceniem powoli zmieniała sie w nudę.
Arthur Suicide
- Przepraszam, że to nie biała limuzyna - mruknął, gdy wsiadła. - Ale wydaje mi się że nic lepszego nie mogło się trafić - czarny jeep ruszył cicho, jadąc boczną drogą w stronę głównej.
Gdy wyjechali na asfalt, Arthur docisnal pedał gazu.
Jednak wciąż Jechali powoli, bez świateł, by pozostać niewidocznymi. Pierwszych dwóch kilometrów trasy doktor nauczył się na pamięć.
Potem miało być już tylko łatwiej.
Irene Adler
Rozsiadła się wygodnie na siedzeniu i wyciągnęła klejnot z kieszeni.
- Niezłe cacko, prawda? Ale jestem ciekawa, po co ono Jimowi... nie wiesz, czy zamówił może nową koronę?
Arthur Suicide
Zagwizdał z uznaniem, widząc szmaragd.
- No, no całkiem niczego sobie. - wyjeczali poza strefę jakiegokolwiek zagrożenia więc włączył światła i przyspieszył do 120 km/h. - O nowej koronie nic nie słyszałem, ale wiesz... To Jim. Cholera wie co mu po głowie chodzi.
Po kilku minutach zatrzymali się pod hotelem
- No, chyba czas nienajgorszy, ADHD Morana nie powinno jeszcze nikogo zabić - rzucił wychodząc i otwierając przed nią drzwi.
Sebastian Moran
Komórka, ze specjalnie włączonym do tego celu monitoringiem na ekranie, pokazała na podjeździe znajomy samochód, choć Sebastian, wyjątkowo znudzony, już wcześniej zauważył czarnego jeepa przez okno. Usiadł sobie w stojącym pod oknem fotelu i czekał.
Irene Adler
Szybko schowała kamień do kieszeni i poszła przodem do apartamentu.
- Widzicie? Żadnych problemów. Moran, możesz przestać pucować tę broń. Co powiecie na opicie udanej misji?
Arthur Suicide
- Oczywiście, że żadnych problemów. W końcu z wami pojechałem - rzucił, podchodząc do hotelowego minibarku. - no... Co my tu mamy? - Wyjął jedyną butelkę szampana - hmm... Musujące szczyny firmy Biedronka. Nie wiem jak wy, ale ja nie jestem aż tak zadowolony żeby to pić. Zamowmy coś. W końcu Jimmy za wszystko płaci - wyszczerzył się.
Sherlock Holmes
Sherlock teoretycznie zakończył pracę nad jedną ze spraw. Znalazł winowajcę, dowiódł jego winy i przekazał informację klientowi oraz policji. Praktycznie chciał sprawdzić coś jeszcze - już dla siebie i dla własnego doświadczenia. Zdarzyła się okazja jakich mało. Wracał więc po raz kolejny do hotelu. Wysiadał z taksówki kiedy z daleka rozpoznał sylwetkę Kobiety. Tej Kobiety. Co ona tu robiła? W dodatku z takim a nie innym towarzystwem?
Zapłacił i poczekał aż wejdą do hotelu. Potem udał się za nimi.
Sebastian Moran
Splótł ręce na piersi, nawet lekko się uśmiechając. Był na zleceniu i jako że miał pewne dość... ścisłe zasady, nie zamierzał pić. Tym bardziej, że nie wierzył w tak proste misje.
Irene Adler
Zdjęła płaszcz i niedbale rzuciła go na oparcie fotela.
- Arczi skarbie, będziesz tak miły i zrobisz mi Krwawą Mary?
Arthur SuicideSuicide przewrócił oczami.
- Jasne. Szofer i jeszcze barman. - warknął, dzwoniąc do obsługi hotelu.
Po pięciu minutach dostarczono rzeczy mogace być wyposażeniem małego baru.
Arczi zakasał rękawy koszuli i zaczął robić Bloody dla Irene.
- A ty Moran co tak siedzisz i milczysz jak ten nienormalny? Nie cieszysz się?
Sebastian Moran- Z czego? - wzruszył ramionami. - Choć jak na razie zarabiam za siedzenie na dupie - stwierdził po chwili, pozwalając sobie na uśmiech. - Z picia dziś zrezygnuję.
Sherlock HolmesPodążył za nimi aż do drzwi. Stał w korytarzu, w miarę daleko, zastanawiając się nad kolejnym krokiem. Wejście od tak nie wchodziło w rachubę. Poczekać aż wyjdą? To może trwać wieki. Chwilę potem minął go pracownik hotelu i zapukał do pokoju. Wrócił i najwyraźniej wahał się czy nie zapytać Holmesa o powód jego obecności. Zrezygnował jednak.
Trzeba obmyślić jakiś plan.
Elaine DawsonTo, że nazwisko Sherlocka znane było w całej Europie to jedno, ale że przyjdzie jej lecieć za nim aż do Indii? Tego prawdę powiedziawszy się nie spodziewała.
W każdym razie, jak do tej pory wszystko szło zgodnie z planem: Holmes sprawnie (jak zwykle zresztą) poradził sobie ze sprawą, a ona czujnie śledziła rozwój wypadków. Teraz zostało już tylko czekać na samolot i wrócić do domu.
Westchnęła cicho przewracając stronę lokalnej gazety. Z hotelowej restauracji miała dobry widok na hol. Spojrzała na zegarek, Sherlock powinien już być z powrotem. Sprawdziła telefon, żadnych wiadomości. Przeniosła wzrok w stronę holu tym samym dostrzegając znajomą sylwetkę. Zmarszczyła czoło, niewiele myśląc złapała plecak i ruszyła za Sherlockiem.
Znalazła go chwilę później kręcącego się pod jednym z pokoi.
- Coś się stało? - powiedziała półgłosem podchodząc bliżej i krótko spoglądając na drzwi.
Sherlock HolmesSpiął się, słysząc zbliżające się, ostrożne kroki. Byłby gotów zareagować, gdyby ich nie rozpoznał. Po głosie rozpoznał El. Akceptował jej obecność i w sumie nie potrafił uzasadnić dlaczego. Była coraz częściej jego cieniem, których zwykle starał się pozbyć. W jej wypadku tak nie było. Być może z powodu całego zamieszania, jakie miało teraz miejsce, być może dlatego, że 'cienie' od jego brata nigdy nie były darzone przez niego odrobiną zaufania. Słusznie, swoją drogą.
Oderwał wzrok od drzwi i spojrzał na kobietę.
- Jest tu ktoś, kto tu być nie powinien - powiedział wpychając ręce w kieszeń - Z ciekawym towarzystwem. Przydałoby się wykurzyć.
Wejść ot tak tam nie mógł. Musiał pozostać anonimowy. Wysłanie El do środka też było by głupie i zbyt ryzykowne.
- Pytanie: w jaki sposób... - stary dobry sposób z alarmem mógł się powieść jedynie w połowie, ba, nawet zakończyć porażką. Irene po podobnym przejściu może się nie da nabrać po raz drugi. Chyba, że przekonał by jeszcze jednego z pracowników hotelu.
Myślał też nad zmontowaniu czegoś przy samochodzie, wtedy jednak wyszłaby jedna osoba, a pokój nie był by pod obserwacją. Cóż, teraz była z nim El. A on równie dobrze mógłby jedynie przeszukać pojazd by dowiedzieć się czegokolwiek. Następnie tu wrócić i spróbować wykurzyć wesołą gromadkę.
- Irene Adler i Arthur. Plus ktoś jeszcze, w środku - sprostował.
Elaine DawsonSłuchała z uwagą po chwili przenosząc wzrok z detektywa na drzwi pokoju. Kiedy wymienił imię doktora zmrużyła nieznacznie powieki i przestąpiła z nogi na nogę.
- Trzy osoby... - wymamrotała próbując wyobrazić sobie rozkład pomieszczenia. Większość pokoi w tym hotelu wyglądała tak samo, niewielka łazienka z lewej strony od wejścia, drzwi balkonowe na przeciwko.
- Po pierwsze, z pewnością niezbyt mądre jest wystawanie pod ich drzwiami. - bezceremonialnie złapała Sherlocka za ramię i pociągnęła za róg ściany tuż przy schodach. Jeszcze na początku swojej znajomości z Holmesem pewnie nigdy nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie. Ostatnimi czasy zaczynała tracić ten dystans, jaki miała co do jego osoby, zbytnio nie przejmując się co sam zainteresowany może o tym myśleć.
- Irene pewnie działa na zlecenie Moriarty'ego, wątpię żeby z własnej woli wybierała się do Indii. Suicide... - wypuściła powietrze ze świstem jednocześnie rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu kamer. - Co do niego nie mam pewności, właściwie można spodziewać się wszystkiego. Trzecia osoba... Mężczyzna czy kobieta? W każdym razie podejrzewam, że snajper.
Rozpięła plecak, to, że mieli snajpera było oczywiste. Nawet Moriarty nie był na tyle pewny swego, żeby wysyłać ludzi do zlecenia bez odpowiedniego zabezpieczenia. Wyciągnęła swojego Walthera i spojrzała na Sherlocka.
- Możliwości jest sporo, bardziej lub mniej ryzykownych. - uśmiechnęła się lekko w ten charakterystyczny sposób. - Zależy, co chcesz osiągnąć.
Sherlock HolmesWlepiał spojrzenie w drzwi zastanawiając się nad kolejnym krokiem, kiedy poczuł lekkie szarpnięcie. Będąc już 'na miejscu' spojrzał na ramię i na El lekko przechylając głowę. Mógłby coś powiedzieć, ale obecnie miał - mieli - coś ważniejszego do omówienia. Chociaż to też specjalnie mu nie przeszkadzało - tylko to jego dystansowanie się od wszelkich kontaktów fizycznych.
- Lekarz wzbudzał podejrzenia. Czyżby miał coś wspólnego z Moriartym? - powiedział bardziej do siebie niż do El i wychylił się by znowu spojrzeć w stronę pokoju. Wypuścił powietrze z płuc. Mieli jedną szansę.
Kiedy się obrócił El zdążyła wyciągnąć broń. Mieli chociaż jakieś zabezpieczenie.
- Mężczyzna - odparł i przeniósł wzrok z broni na twarz kobiety - Zależy mi na dowiedzeniu się o tym, jakie zlecenie wykonują. Najlepiej w przeszkodzeniu temu zadaniu, o ile nie jest za późno - powiedział. Przyjemnie było by choć trochę poddenerwować Jima. Nawet w drobnostkach. - I nie dać się złapać... Przyjechali samochodem, myślę, że warto było go przeszukać. Można też wykurzyć z pokoju jedną osobę i spróbować przesłuchać. Jak mówiłaś - złożył ręce na klatce piersiowej - możliwości jest wiele.
Elaine DawsonMężczyzna, powtórzyła sobie w myślach. Kogo James Moriarty mógł wysłać do pomocy Kobiecie i szalonemu psychiatrze.... Do głowy przychodziło jej tylko jedno nazwisko, a jeżeli się nie myliła, to w pewnym momencie może się zrobić gorąco. Po raz pierwszy tego dnia pożałowała, że nie miała teraz przy sobie czegoś o większej sile rażenia niż jeden pistolet.
Tego, czy Arthur ma coś wspólnego z Moriartym czy też nie, nie skomentowała. Jeszcze przyjdzie czas na odpowiedzi, a tymczasem skupiła się na tym, co mówił Sherlock.
- Samochód... Faktycznie, można sprawdzić, chociaż osobiście zdecydowałabym się na znaczące uszkodzenie ich możliwej drogi ucieczki. - odetchnęła głęboko spoglądając przezornie na korytarz. W końcu spojrzała na Sherlocka.
- Jesteś pewien? Jest ich więcej i mają snajpera, podejrzewam, że nie byle jakiego. - mruknęła czując napływ adrenaliny. Lubiła takie sytuacje, coś się dzieje, nic nie jest pewne... W końcu nie bez powodu wybrała taką, a nie inną pracę.
- No a my mojego Walthera i twoją sztukę dedukcji. - przekrzywiła lekko głowę.
Sherlock Holmes- Zniszczenie drogi ucieczki w jakiś konkretny sposób? - zapytał. Pomysł mu się podobał. Złączył palce pod brodą w charakterystyczny sposób.
- Jeśli uda nam się rozdzielić jedną osobę z trójki, będziemy w przewadze. Wystarczy, że ją unieszkodliwimy a wtedy będziemy liczbo równi sobie - powiedział szybko. Zawsze miał przy sobie parę kajdanek. W dwójkę to zadanie nie będzie trudne. Tylko co dalej? Po chwili pozostała dwójka zorientuje się, że coś jest nie tak. Jak zareagują? Skontaktują się z 'zaginionym'? Zostaną w pokoju, a może się rozdzielą? - Tu zaczną się schody, bo zaczną coś podejrzewać. Próba wydostania pozostałej dwójki z pokoju będzie utrudniona, a wejście do środka zbyt niebezpieczne.
Przestąpił z nogi na nogę.
- Dopóki masz broń i będziesz dbała przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo, wszystko pójdzie po naszej myśli. Jak dotąd jestem cały i tak pozostanie, aż Moriarty nie zmieni zdania - dodał. Zabawne, jak jednocześnie szaleniec zapewnia - w pewien sposób - jemu bezpieczeństwo.
Sebastian MoranPo chwili ciszy ze strony współpracowników i przytłumionej rozmowy z korytarza podrapał się po ramieniu, wstał i wyszedł do łazienki. Jak na raziw niech piją sobie sami.
Elaine Dawson- W tym hotelu są ludzie, którzy za drobną opłatą zrobią co trzeba. - odparła uśmiechając się pod nosem. Chociażby recepcjonista, od początku robił do niej maślane oczka, co w tej chwili mogłoby się przydać. Tymczasem spojrzała na Sherlocka, może i racja, Moriarty lubił bawić się ofiarą zanim ją pożre, ale w całym zamieszaniu mogła wystarczyć jedna zbłąkana kula, żeby zabawę zakończyć. I jakoś wątpiła w to, że Jim jakkolwiek by się tym przejął.
- Wystarczy chociaż jedno z nich wyciągnąć na zewnątrz i zadbać o to, żeby tam zostało. - w myślach kalkulowała ich szanse. A ryzyko było spore, jedna rzecz nie pójdzie tak, jakby tego chcieli i koniec, gra skończona. Przeładowała broń, nic nie było pewne. Jeżeli uszkodzi samochód, grupa z pokoju straci trochę czasu na szukanie innej drogi ucieczki. - Jak dobrze pójdzie, zdążyłabym tutaj wrócić... - zawiesiła głos i wyciągnęła broń w jego stronę. - Tobie się bardziej przyda, a ja coś sobie zorganizuję. Za to potrzebowałabym kajdanek....
Sherlock Holmes- Dokładnie tak. Jeśli rozegramy to dobrze, mamy przewagę. Jednak musimy być bardzo ostrożni. Najlepiej będzie, jeśli przeszuka się auto, przetnie opony i uruchomi się alarm. Wtedy jedno z nich wyjdzie. Zależało by mi, by był to snajper, wtedy bylibyśmy bardziej bezpieczni. Wydaje mi się jednak, że wyjdzie kierowca. Na pewno nie Kobieta - skinął głowa i spojrzał na wyciąganą w jego stronę broń. Lekko się skrzywił, wolałby, gdyby El była w jej posiadaniu. Pomimo to zabrał pistolet a sam podał jej kajdanki.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał.
Elaine Dawson- Dokładnie to, co powiedziałeś. - mruknęła wyciągając jeszcze scyzoryk, a sam plecak wcisnęła za kwietnik stojący obok w rogu. - Podejrzewam, że do auta wyjdzie Suicide, recepcjonista mam nadzieję pomoże mi go zatrzymać dłużej na dole, w tym czasie sprawdzę auto. A kiedy już wyjdzie... - uniosła lekko kajdanki - ... to powinno zająć mu resztę czasu.
Cofnęła się w stronę schodów wcześniej upewniwszy się, że droga wolna.
-Wszystkie te pokoje wyglądają albo tak samo, albo podobnie. Jeżeli będzie trzeba, to strzelaj, magazynek jest pełny. W razie czego staraj się mieć balkon za plecami, to będzie jedyna droga ucieczki. (co prawda nie wiem które to piętro, ale zakładam, że najwyżej trzecie ^^ ) I... Sherlock, uważaj, ok?
Z pewnym wahaniem zbiegła po schodach, nie podobało jej się, że zostawia go tam samego, a i jeszcze ona została bez broni. Liczyła, że w aucie znajdzie coś pożytecznego, w przeciwnym razie będą mieli problem.
W końcu dotarła na parter i z miejsca skierowała się do wyjątkowo znudzonego recepcjonisty.
- Dobry wieczór.... - odezwała się przylepiając do twarzy uroczy uśmiech. Mężczyzna odpowiedział jej tym samym ożywiając się nagle. No dobrze, zostało go tylko przekonać...
Sherlock Holmes- Ty też bądź ostrożna. I uważaj, żeby Cię nie zauważyli z okna - powiedział i odprowadził ją wzrokiem. Jeśli ją rozpoznają, stracą element zaskoczenia, bo, o ile myślą - wpadną na to, że Holmes jest w pobliżu.
Został teraz sam jak palec i rozejrzał się. Przydało by się gdzieś ukryć, i przeczekać moment, kiedy ktoś wyjdzie z pokoju. Najlepszym wyborem w tej chwili była jedna z dwóch wind. Wystarczyło wcisnąć odpowiedni guzik i nikt do niej nie wejdzie. Odpowiednia kryjówka - będzie słyszał jak ktoś wychodzi, jednak nie będzie miał widoku. Miał również do dyspozycji pomieszczenie gospodarcze, ale odpadało - zabezpieczone elektrycznym kluczem drzwi wymagały czasu do włamania się - czasu, którego nie miał, a wcześniej nie myślał o pożyczeniu karty od pracowników.
Obrócił się i podszedł do windy. Miał tyle szczęścia, że nikogo nie było. Poczekał aż drzwi się zamknął, wcisnął odpowiedni guzik. Pozostaje czekać. Potem wykurzy kolejną osobę z pokoju, już wiedział jak, lekko się uśmiechnął. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem wypad do Indii będzie udany.
Elaine DawsonNie było trudno przekonać mężczyznę, że niezwykle mocno zależy jej na tym by sprowadził na dół właśnie tę a nie inną osobę, a kiedy usłyszy alarm, by za wszelką cenę starał się go zatrzymać w holu choć na kilka chwil. Tak jak się domyślała, facet nie zadawał żadnych pytań zadowalając się zwitkiem banknotów.
Podczas, gdy recepcjonista właśnie dzwonił do pokoju mając w zamiarze wezwać doktora Suicide z powodu jakiejś ważnej nieścisłości, Elaine zarzuciła na głowę czarny szal, który ktoś zostawił na sofie w holu i przekradła się w stronę czarnego jeepa. Spojrzała na budynek hotelu, po chwili odnalazła odpowiednie okno. Zmrużyła oczy, nawet jeżeli któreś ja zauważy, szal okazywał się byc na tyle obszerny by ukryć jej sylwetkę. Brzegiem zasłoniła twarz i zajrzała do wnętrza auta przez szybę. Prócz niewielkiej karteczki przy przedniej szybie nie znalazła nic interesującego, za to ciekawsze rzeczy mogły znajdować się w schowku. No nic, zabrała się do przecinania opon, ostroznie, żeby nie uruchomić za wcześnie zabezpieczeń. Po wszystkim odetchnęła głęboko, Arthur pewnie dotarł już do recepcji. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiegoś większego kamienia. Będzie miała zaledwie kilkanaście sekund na ukrycie się, nie ma czasu na bawienie się wytrychem.
- Lepiej żebyś miał tam jakąś broń, Suicide... - mruknęła spoglądając jeszcze na okno, a potem w stronę drzwi hotelowych.
Arthur SuicideRozmowę i radosne picie przerwało im dzwonienie telefonu.
- Odbierzesz kochanie? - spytał Irene, która siedziała bliżej aparatu. - To pewnie ktoś z recepcji.
Irene Adler- Oczywiście - odpowiedziała spokojnie, chociaż to mogło oznaczać wyłącznie kłopoty. Wstała i odebrała, a usłyszawszy o co chodzi, podziękowała i obiecała, że zaraz przekaże wiadomość i doktor na pewno za chwilkę zejdzie. Po czym wróciła do Arthura i nachyliła się do jego ucha.
- Skarbie, jakbyś narzekał na brak rozrywek... Mamy nalot.
Sebastian MoranWyszedł z łazienki i od razu zauważył, że coś jest nie tak.
- Coś się stało? - spytał, pozornie spokojnie i beztrosko, chociaż podejrzewał, że wiadomości nie będą dobre. Usiadł ponownie w fotelu i czekał na odpowiedź.
Irene AdlerPuściła do niego oczko i położyła palec na ustach.
- Arcziego wołają do recepcji...
Arthur SuicideUsiadł prosto, wyraźnie się ożywiając. Alkohol w jego krwi natychmiast wyparował, wyparty przez adrenalinę.
- Do recepcji? Po co? - zapytał natychmiast
Irene Adler- Nie wiem kochanie, coś pilnego podobno... - Powiedziała, a ciszej na ucho szepnęła mu - chyba chcą cię stąd wykurzyć... A, i ktoś właśnie rozbiera twoje auto na części...
Arthur Suicide- Kurwa - zaklnął pod nosem. Głośniej dodał - Skarbie, dobrze wiesz, że nie mogę teraz nigdzie iść. - zaśmiał się - Nie ma powy żebym tam zszedł. Oficjalnie nie mam nic wspólnego z szefem - wyszeptał.
Nikt nie mógł się dowiedzieć o jego powiązaniach z Moriartym. Współpraca z Yardem była zbyt użyteczna żeby ją zakończyć. Ale jeżeli go śledzili, widzieli też że jest z Irene Adler - kobietą oficjalnie martwą i uzaną za niebezpieczną. Jednak... W jego głowie zaczął rodzic się plan.
- Odstawimy zaraz jakąś szopkę - powiedział bardzo cicho - z całkiem niewinnym spotkaniem. Czysto biznesowym. Ot, mała sesja z Kobietą i jej asystentem - wskazał na Morana.
Sebastian MoranPrychnął cicho na "asystenta". Bez dwóch zdań nie lubił Kobiety. Ostatnio dość porządnie zepsuła mu plany na wolne popołudnie z daleka od Sadyby. Chociaż plan Arthura nie był zły, miał pewne niewielkie wady. Irene miała być martwa. Ciekawe byłoby zobaczenie reakcji policji i tego kogoś kto chciał im przeszkodzić - co było dość oczywiste - na nowinę, że Irene Adler tak po prostu omawia sobie interesy.
- Może zaczniecie mówić konkretami? - spytał spokojnie z fotela.
Sherlock HolmesOn tym czasem wciąż czekając i nasłuchując oparł się o ścianę i wyciągnął telefon. Przejrzenie najświeższych raportów policji wydawało mu się słuszne. Być może o czymś się dowie. Potem przejrzy jeszcze media - tam, gdzie pojawia się Kobieta, gazety miały o czym pisać.
Natrafił na pobicia, drobne sprzeczki, ba nawet jedno porwanie i masę kradzieży. Jedna wydawała mu się wystarczająco ciekawa i bardzo pasująca do Irene. Zapamiętując to, przejrzał najświeższe informacje, ale wiadomość jeszcze nie wyciekła. To tylko kwestia czasu - o takich sprawa dziennikarze zawsze się dowiadują, utrudnia to sprzedaż ukradzionej wartości.
Pytanie tylko, po co Jimowi największy szmaragd? Stojąc na czele zorganizowanej grupy z definicji wyjaśnienie było proste - zysk.
Irene AdlerUśmiechnęła się szeroko na propozycję Arcziego i cicho wyciągnęła swoją torbę z hm.... sprzętem.
- Rozumiem, że opinia człowieka lubiącego takie rzeczy, już ci nie przeszkadza? - szepnęła, zdejmując z niego koszulę, jednocześnie wskazała brodą Moranowi lateksowy kostiumik konika. Głośniej za to powiedziała. - Pan doktor jest chory i leży w łóżeczku... Ciekawe, czy moja terapia się sprawdzi... - Nie mogła nie uśmiechnąć się szeroko.
Arthur Suicide- Na pewno jest lepsza niż opinia mordercy - sięgnął do torby z bronią i wydobył z niej duży myśliwski nóż w pochwie i rzucił go Moranowi - Seb, zejdź na dół, powiedz, że jestem nieosiągalny i zachowuj się jak randomowy gość wyrwany właśnie z niewinnej sesji sado-maso. A potem załatw tego psuje mój samochód - mówił niemal niedoslyszalnie, cicho pakując do torby rzeczy które nie pasowały do ich "gry" po czym schował ją w bezpiecznym miejscu.
- Mam nadzieję panno Adler, w końcu wynajalem specjalistkę - zaśmiał się głośno
Sebastian MoranBitches are you serious. Przebierał się nie będzie.
Zamiast tego zdjął tylko wszystko oprócz spodni i podkoszulka. Dla wzmocnienia efektu "jak po dobrym seksie sado-maso" nożem rozciął parę starych ran, żeby wyglądały jak od paznokci czy bata. Drugą ręką roztrzepał jeszcze bardziej włosy. Na wszelki wypadek z torby wyciągnął pistolet i wlożył go do kieszeni spodni. Te po namyśle też rozchlastał. Na jedną z rąk założył obręcz kajdanek. Torbę kopnął pod łóżko.
Przyklejając na twarz orgazmowy uśmiech wyszedł z pokoju.
- Miłej współpracy - mruknął jeszcze i poszedł.
Irene AdlerZmierzyła Morana od stóp do głów pełnym uznania spojrzeniem.
- Co prawda wyglądasz, jakbyś zgwałcił niedźwiedzia, ale nadal... może umówimy się po pracy? - Puszcza mu oczko i odwraca się do Arcziego - A teraz, doktorku, pora na ciebie... - rozpina jego spodnie i zdejmuje jednym szarpnięciem, zostawiając go w majtkach i skarpetkach. Potem przykuła do łóżka dwoma parami kajdanek: za stopy i dłonie. A potem sięgnęła do torby po swój strój, długą suknie z samej koronki.
Arthur Suicide- Mrr... Sebby, nie znałem cię od tej gorącej strony - zamruczał i zaśmiał się krótko - tylko nie zapomnij lewych papierów, gdyby chcieli cię wylegitymować.
Gdy Irene przykuła go do łóżka zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Pamiętaj o skarpetkach. "Póki ma skarpetki to nie seks" - powiedział - Ah... Nasz cel schowany? - szepnął
Irene Adler
- Bardziej martwiłabym się o siebie na twoim miejscu - zaśmiała się, wyciągając kilka pokaźnych rozmiarów dildo, wazelinę i dwie szpicruty. - To co, co zaczynamy zabawę?
Arthur SuicideSpojrzał na dildo, na Irene, znów na dildo i na Irene.
Nawet tak nie żartuj mówiło jego spojrzenie.
- Och uwierz że się martwię.
Sebastian MoranPrzewrócił teatralnie oczyma, sprawdził czy w kieszeni wciąż ma lewe papiery i zamknął za sobą drzwi. Udając lekkie kulawienie dotarł do windy i bez problemów dotarł do recepcji, dalej uśmiechając się jak idiota po seksie.
- Dzień dobry. Pan Suicide kazał przekazać, że chwilowo nie da rady zejść - powiedział tak orgazmowym tonem jak tylko potrafił. Cóż, miał nadzieję że zadziała.
Elaine Dawson
Recepcjonista zmierzył Morana od stóp do głów zszokowanym spojrzeniem w tej chwili nie bardzo wiedząc, co tez ma powiedzieć. Owszem, wiele już widział, ale faceta wyglądającego po seksie (przynajmniej wszystko na to wskazywało) niczym po starciu ze stadem dzikich słoni... Przełknął głośno ślinę i zaczął kartkować rejestr gości.
- Ekhm... wydaje się, że zaszła jakaś pomyłka przy rezerwacji... - zaczął modląc sie w duchu, żeby tamta kobieta juz zrobiła swoje.
W tej samej chwili dał się słyszeć trzask, a zaraz potem zawył alarm. Chłopak odetchnął z ulgą i spojrzał na tego dziwnego mężczyznę.
- Znowu porachunki gangów... normalne. Proszę tu zostać, sprawdzę tylko, co się stało... - to mówiąc szedł już w kierunku wyjścia.
Tymczasem Elaine dostała się już do samochodu skrzętnie przetrząsając zawartość schowka. Pistolet jest, magazynek też... I coś, co wyglądało na plan miasta. Przezornie spoglądając na wejście do hotelu przyjrzała się temu znalezisku. Ktoś zakreślił obszar najbogatszych dzielnic miasta, trudno, żeby nie wiedzieć, co to za miejsce. Uniosła brwi wciskając mapę z powrotem na miejsce. Najwyższa pora się zbierać, rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie za siebie i zniknęła gdzieś w ciemności szykując się do wprowadzenia kolejnej części planu w życie.
Sebastian MoranKiedy tylko recepcjonista sie odwrócił, Moran od razu zmienił minę. Wybiegł przed hotel i dogonił uciekającą z parkingu kobietę. Nie zastanawiając sie długo oparł ją o najbliższą ścianę, unieruchamiając w miarę bezboleśnie i przystawiając nóż do gardła.
- Nie radzę - mruknął, podejrzewając że zacznie krzyczeć albo wyjmie broń.
Sherlock HolmesWsadził telefon do kieszeni i wyszedł z windy. Przystanął chwilę przy schodach wahając się. Nie chciał za bardzo wchodzić teraz do pokoju, a pani z ręcznikami się spóźniała. Nie mieli wiele czasu, jeśli będzie czekał aż uda mu się zdobyć klucz do pokoju, prawdopodobnie nie zdąży przed powrotem mężczyzny. A każda dodatkowa głowa się przyda - czy to El, czy później jemu.
Zacisnął szczękę i zbiegł po schodach na dół, akurat, by zauważyć wybiegającego Morana i zdziwionego, machającego za nim recepcjonistę. Krzyknął do niego prosząc o wezwanie policji do odpowiedniego pokoju z podejrzeniem o kradzież szmaragdu i sam wyszedł pozostawiając szum, jaki powstał między gośćmi. Być może funkcjonariusze nie są zbyt inteligentni, ale potrafią rozróżnić zachorowania ludzi i na pewno utrudnią Kobiecie i Arthurowi ucieczkę.
Dostrzegł tylko sylwetkę Morana, więc podbiegł i wyjrzał delikatnie. Zaraz się schował, wyciągnął broń i wytężył słuch.